Skocz do zawartości

Znajdźki które wyśmiały zbieranie znajdziek

 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

Czy pamiętacie jeszcze znajdźki z GTA III? W pierwszym trójwymiarowym sandboxie od Rockstar czekało na nas 100 paczuszek rozrzuconych po całym Liberty City. Co każdy próg, na który składało się 10 takich pakunków, czekała na nas jakaś namacalna nagroda. Ten system był prosty i czytelny, liczba okrągłą i w zasięgu ręki, a nagrody wymierne. W Assassins Creed: Unity do zebrania było zaś 128 trójkolorowych kokard i aż 294 skrzyneczki. Choć rozumiem, że twórcy się jakoś wypełnić otwarty świat ciekawą działalnością, tak nie trafia do mnie rozrzucenie setek przedmiotów po mapie. Szczególnie gdy nie wprowadzają ze sobą nic kreatywnego.
Mania zbierania przybrała dziś monstrualne rozmiary, choć czasem zamiast przedmiotów to grindujemy losowe misje czy zadania poboczne. Niektórzy deweloperzy postanowili zadrwić z tego trendu wyciskania 100% z każdej popierdółki. Oto 5 takich przykładów.

 

5. Far Cry 3 Blood Dragon

Podśmiewanie się ze znajdziek jest szczególnym typem autoironii w grach Ubisoftu, które stały się niejako wyznacznikiem tego jak masowo produkowane są sandboxy i zapełniane przedmiotami kolekcjonerskimi. Dotyczy to niemal wszystkich hitów francuzów: od Watch Dogs, przez The Division, po gry z serii Ghost Recon. Blood Dragon, samodzielny dodatek do Far Cry 3, postanowił nie tylko oddać kiczowaty klimat filmów akcji i kreskówek z lat osiemdziesiątych, ale także wbić szpile w najnowsze trendy w projektowaniu gier. 
Gdy pierwszy raz podniesiemy znajdźkę jako Rex Colt, rzuca on tekstem: "Mam nadzieję, że nie będę musiał zbierać żadnych pierdolonych piórek." - co jest wyraźnym odniesieniem do nieszczęsnych piór z Assassins Creed 2, mocno krytykowanych nawet przez fanów tej legendarnej części przygód Ezio. Rex Colt ciupie znajdźkom jeszcze przy innych okazjach. Mówi chociażby: "A więc zbieram gówno aby odblokować gówno i wtedy dostaję gówno.". Innym razem: "Ktokolwiek uznał, że to będzie zabawne, znajdę go i jego głowę powieszę na ścianie.", a na koniec: "Świetnie znalazłem kolejną, co ja kurwa robię.".

Żarty na bok, ale na serio - co ja robię uganiając się za kolejnym bezwartościowym znacznikiem?

 

4. Borderlands: Claptrap's New Robot Revolution

Borderlandsy zawsze były kopalnią żartów, jeśli chodzi o wyśmiewanie konwencji przyjętych przez gry. To jedna z nielicznych serii które autoironicznie odnosiły się do systemu respawnu. W drugiej części nawet mieliśmy zadanie w którym Handsome Jack (główny przeciwnik) zlecał nam popełnienie samobójstwa. To oczywiście nie miało większego sensu, bo po śmierci i tak wstawaliśmy z martwych dzięki sprzętowi Hyperionu. Nic dziwnego, że i znajdźki doczekały się w Borderlandsach parodii i to w najbardziej wkurzającym stylu.
W dodatku do pierwszej części trafiło się takie oto osiągnięcie: "What a party!" - wymagało od gracza podniesienia trzech par majtek, pięciu ryb w torbie i piętnastu lekko nieświeżych kawałków pizzy. Problem w tym, że nie były to znajdźki rozrzucone przez twórców po świecie. Zamiast tego mieliśmy szansę je wydropić przy zabijaniu Claptrapów. Szansa na to była jednak niewielka, co często sprowadzało się do uciążliwego grindu. Zabijania w kółko tych samych wrogów. Nie dość, że same te pseudoznajdźki były dziwnej proweniencji (bo skąd majtki u Claptrapa), to gra szydziła z nas opisem przedmiotów. Przy wspomnianej bieliźnie czytamy: "Zebrałeś różowe majtki. Chwila moment, bierzesz je ze sobą?". No bo szczerze - po co bohaterowi tyle gratów w plecaku.

 

3. South Park Kijek Prawdy

"Złap je wszystkie!" - to hasło Pokemonów jest genialne w swojej prostocie. Z jednej strony tłumaczyło mechanikę oryginalnej gry RPG na GameBoya, gdzie wyruszaliśmy w świat aby poznać wszystkie kieszonkowe potwory. Z drugiej strony otworzyło to wrota do handlu gadżetami związanymi z marką. A w takim Pokemon X i Y w sumie do złapania jest 450 pokemonów. 
Popularność Pokemonów nie uszła uwadze scenarzystom kultowego serialu South Park. W jednym z odcinków trzeciej serii, dzieci z małego miasteczka ogarnia mania chinpokemonów. Bardzo niebezpieczna, bo okazuje się być złowieszczym planem Japończyków aby wyprać mózgi amerykańskiej młodzieży i zmanipulować ją do powtórki z Pearl Harbor. I choć pod koniec odcinka chinpokemony tracą na popularności, tak w grze Kijek Prawdy stworki rozrzucone są po całym miasteczku i jego okolicach. W sumie znajdziemy ich 30, a są tam tak znane i lubiane bestie jak: Flowerpotamus, Velocirapstar, Vamporko, Biebersaurus, czy najsłynniejszy z nich - But.
Pamiętajcie: zbieranie wszystkiego w grach jest jak kolekcjonowanie starych butów, albo... penisów. Bo japońskie "chinpo" to nic innego jak kolokwialne określenie penisa. Dlatego w South Parku zbieramy nic innego jak siusiakostwory.

 

2. The Legend of Zelda: Breath of the Wild

Gra dla której warto kupić konsolę Nintendo Switch i która zbiera oceny 10/10. Zelda wzbudza kontrowersje szczególnie u nas w Polsce, w kraju któremu nigdy nie było po drodze z Nintendo. Mało kto ma okazję sprawdzić hit ze Switcha, więc tym bardziej trudno uwierzyć i pogodzić się z tym, że to właśnie japońska gra na japońską konsolę jest tak ważna dla rozwoju gier z otwartym światem. To gra bez odgórnych znaczników i pełna sekretów oraz sprytnych znajdziek, które wymagają spostrzegawczości i chwili pomyślunku. Zbieramy tam ziarna koroku których w całym świecie rozproszono aż 900. Zebranie ich wszystkich nie jest potrzebne, ale bardzo pomocne, bo każde takie ziarenko możemy wydać na powiększenie slotu podręcznego ekwipunku.
Nintendo nie jest jednak szczególnie wdzięczne graczom za wytrwałość i odnalezienie wszystkich znajdziek, co przekłada się na grubo ponad 100 godzin gry. Nagrodą jest bowiem enigmatyczny przedmiot "Dar od Hestu" który wyglądem przypomina... złotą kupe. Opis nie pozostawia wątpliwości, że to dowód przyjaźni który nie pachnie za ładnie. Do czego może się przydać kawał świecącego bobka? Otóż Hestu może nam zatańczyć.
Wyrażenie, że gry zostały całkowicie zasrane znajdźkami nabiera nowe, niemetaforyczne znaczenie. Co gorsza Nintendo do dziś nie wspiera żadnego systemu osiągnięć, a więc jedyne co nam pozostaje to ciepła i błyszcząca kupa w kieszeni.

 

1. Gex

Złoty medal w irytowaniu graczy którzy lubią znajdźki trafia jednak do starusieńkiej platformówki Gex z 1995 roku, która oryginalnie ukazała się na zapomnianą dzisiaj konsolę 3DO. Był to jeden z nielicznych hitów sprzedażowych wydanych na ten sprzęt, ale gra z czasem trafiła na inne, bardziej popularne platformy. Warto przy tym napomnieć, że to platformówki jako pierwsze wprowadziły w ogóle koncepcje znajdziek.
Gex wolał wyróżnić się na tle wszystkich nudziarzy którzy nagradzali gracza za wytrwałość: "Może by tak lepiej ich obrazić?". Najpierw jednak konieczne było odnalezienie wszystkich telewizyjnych pilotów rozrzuconych po etapach. Dopiero wtedy mieliśmy dostęp do prawdziwego, specjalnego zakończenia. Składało się ono z dobrych kilku minut przewijanego tekstu który eskalował od wymuszonych gratulacji po nędzną próbę pociśnięcia graczowi za to, że włożył tyle energii w odkrycie sekretów Gexa. Oto jedna z kilku kwesti: "Czy ty masz życie, czy cały dzień grasz w gry? Tylko pomyśl co mógłbyś zrobić wzamian. Mógłbyś choć raz zobaczyć słońce, więc na co czekasz? Zacznij w końcu żyć!". 
Ten niezbyt smaczny i niezbyt dobry dowcip o kilka dekad wyprzedził krytykę mody na wpieprzanie wszędzie przedmiotów kolekcjonerskich. Wskazał także palcem na głównego winowajce popularności tych rozwiązań, bo to my gracze chcemy się uganiać za znajdźkami i twórcy dobrze o tym wiedzą.

  • Kufel piwa 1
  • Kieliszek wódki 2
  • Lampka wina 1

4LyrfsY.png

 

 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.
 Udostępnij

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Utwórz nowe...