Junior Administrator MinnieMouse 7 240 Napisano 22 Marzec, 2020 Junior Administrator Udostępnij Napisano 22 Marzec, 2020 „The Little Stranger (2018)” momentami bywa filmem więcej niż intrygującym. Problem polega na tym, że jest po prostu niewiarygodnie powolny. W pewnym momencie łapiemy się na tym, że tracimy wątek i przestajemy widzieć ciąg fabuły, a jedynie sklejki pasujących do siebie fragmentów. To początkowo stanowi pewnego rodzaju odświeżającą powściągliwość oraz daje czas, który w sztuce nie tylko wpływa na zakres całości, ale powinien tworzyć napięcie prowadzące do punktu kulminacyjnego. Niestety, przeciąganie i nie kończenie newralgicznych momentów ostatecznie usuwa wszelkie cezury z utworu. I nie jest to nawet „powolne spalanie” prowadzące do ostatecznego wybuchu, opowieść po prostu rozciąga się, aż zaczynamy zastanawiać się, o czym tak właściwie jest. Odkładając konwencjonalną stymulację na bok, zamiast tego film opiera się na dłuższym i subtelniejszym stylu opowiadania, który wyraźnie podkreśla to, że jest adaptacją powieści, w której brak schematycznych elementów gatunku, co jest spowodowane nieskończonym dostępem do wewnętrznych myśli swoich bohaterów. Takie podejście jest z pewnością odrębne i doceniane, nawet jeśli nie jest całkowicie udane. Znaczna część obrazu jest opowiedziana za pomocą podpowiedzi, które widz sam musi uważnie zobaczyć, ponieważ większość narracji skupia się wyłącznie na głównym bohaterze, dr Faraday’u i jego relacjach z innymi bohaterami. Nie mamy więc tutaj nic strasznego lub nadprzyrodzonego, i choć film zaliczany jest do gatunku mistery nie ma w nim oczywistej grozy – wszystko zależy od widza, w którego głowie rozgrywa się psychologiczna interpretacja. Dużo trafniejszym określeniem byłby zwykły dramat, z pewnymi tajemniczymi, a może nawet widmowymi elementami dodanymi gdzieniegdzie w głąb fabuły. Mimo wszystko, za kulisami pojawia się sporadyczne, ale potężne poczucie czegoś upiornego. W rzeczywistości fabuła prowadzona jest w dość wątły sposób, który ujawnia jego dyskusyjną, ale tak czy inaczej zdecydowanie unikalną koncepcję a nawet wykonanie, a to zaś sprawia, że widz ciągle czeka na mocniejsze momenty, a w rezultacie na ostateczne ujęcie, które jak klucz otworzy drzwi do wszystkich odpowiedzi. Tak się jednak nie dzieje. Szkoda, że niektóre momenty wydają się nieco bardziej wyraźne niż powinny i że kilka perspektywicznych zmian wydaje się być lekko nie na miejscu, wliczając w to po prostu wstrzyknięcie „podniecenia” do narracji. Wywołuje to z goła lekką konsternację, bo z jednej strony spodziewamy się takich momentów i wręcz oczekujemy ich, a z drugiej strony nie są one w żaden sposób istotne dla opowieści, a więc zbędne i rozpraszające. Z pewnością czuć długość oczekiwania na momenty kulminacyjne i choć to oczekiwanie nie jest nudne, myślę, że te bardziej intensywne sekwencje powinny zostać pominięte, aby zachować sztywną perspektywę narracji pierwszej osoby i naprawdę podkreślić niejednoznaczność opowieści. Mówiąc o naszym bohaterze, posiada sztywną sylwetkę i kamienną twarz, przez co czasami może być nieco trudny do wyczucia, głównie dlatego, że trudno jest rozgryźć jego myśli lub, co ważniejsze, odczuwać w danym momencie to co on. Choć często podejmuje uparte decyzje, zazwyczaj rozumiemy jego perspektywę i wiemy, co widział lub czego nie widział. Dodatkowo, w najbardziej odpowiednich momentach można dostrzec szeroką gamę emocji bulgoczących w jego oczach, jest więc postacią skrytą, lecz nie pustą. Myślę, że każdy z aktorów wykonał kawał dobrej roboty, zwłaszcza Ruth Wilson, która zapewnia fantastycznie wielowarstwową grę i która często mówi wiele, nie mówiąc nic. Ogólnie rzecz biorąc film nieźle radzi sobie z naśladowaniem klasycznych opowieści o duchach z XIX wieku, takich, w których nic nie jest wyraźne, a najstraszniejszą rzeczą, jaka się dzieje jest to, że narratora dopada złe samopoczucie i gęsia skórka. Co więcej, oferuje zgoła inne podejście do dobrze znanego gatunku mistery, który elokwentnie odwołuje się do swoich korzeni, przyjmując bardziej powściągliwe podejście niż zwykle. Film jest interesujący, zwłaszcza w swoich motywach i pomysłach, ale jak dla mnie niedopracowany i może nieco zbyt przeciągnięty w swojej środkowej części. Mimo wszystko polecam ze względu na grę aktorską i klimat rozsypującego się, ogołoconego i opuszczonego „Downton Abbey”. 2 Link do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Karpov 1 Napisano 2 Kwiecień, 2020 Udostępnij Napisano 2 Kwiecień, 2020 Takie filmy można oglądać, w końcu napięcie jak w powieściach Stephena Kinga , trzeba budować stopniowo 1 Link do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi